Kilka lat temu w Polsce ogromną popularność zyskały strony internetowe oferujące możliwość otwierania wirtualnych skrzynek ze „skórkami”, czyli modyfikacjami wyglądu broni w grze, za sprzedaż których na zewnętrznych stronach, można było otrzymać realne pieniądze. Czy to tylko niewinna gra, a może jednak bardzo niebezpieczny hazard dostępny także dla dzieci?
W największym uproszczeniu, portale z „lootboxami” to strony internetowe, oferujące użytkownikom kupno skrzyń, zawierających losowe wirtualne przedmioty, najczęściej „skórki”, czyli graficzne warianty broni, kupowane za prawdziwe pieniądze. Popularność tego typu stron wzrosła na całym świecie w okresie pandemii koronawirusa w 2020 r., jednak największy rozgłos zyskała w Polsce.
Historia stron
Historia zaczęła się w 2013 roku, gdy firma „VALVe” wprowadziła na swojej platformie „Steam” możliwość handlu skórkami w grze Counter Strike Global Offensive. Gracze otrzymali wówczas możliwość sprzedaży oraz wymiany z innymi użytkownikami wirtualnych przedmiotów wylosowanych w skrzyniach, kupowanych za prawdziwe pieniądze i mimo iż nie można było wypłacać pieniędzy z konta Steam, można było obracać nimi na wewnętrznym rynku co sprawiło, że przedmioty te nabywały realną wartość rynkową.
W to miejsce szybko wskoczyli – twórcy zewnętrznych stron z lootboxami, takimi jak Keydrop czy Hellcase. To właśnie oni zaoferowali użytkownikom możliwość, choć niejednokrotnie tylko pozorną, wypłaty środków uzyskanych ze sprzedaży skórek na realne konta bankowe.
Haczyk tkwił w mechanizmie działania: aby wypłacić środki, gracz musiał najpierw „przepalić”, czyli wydać środki na stronie, np. na zakup skrzynki i wylosować przedmiot, który najczęściej okazywał się znacznie mniej warty niż początkowa wpłata.
Dopiero taki przedmiot – a więc efekt kolejnej losowej transakcji – można było zamienić na pieniądze.

- gra opiera się na niepewnej nagrodzie, jak w jednorękim bandycie – „następnym razem się uda”,
- zastosowano mechanizm bliskości wygranej– widać proces losowania, a duże nagrody, przelatują przed oczami – mimo, że algorytm od początku wie, co się wylosowało,
- opierają się na losowości i skrajnie niskich szansach na wylosowanie wartościowych nagród,
- budują napięcie przez okres wyczekiwania na wylosowanie nagrody, co dla mózgu jest prawdziwym rollercoasterem emocjonalnym.
I wreszcie najgroźniejszy aspekt – design stron. Nie przypomina on kasyna, wręcz przeciwnie, strony wyglądają jak kolorowy, cukierkowy świat – bohaterowie z kreskówek, skrzynki sygnowane nazwiskami ulubionych influencerów, po prostu świat zaprojektowany pod dzieci i nastolatków, którzy nie widzą w nim zagrożenia. A przecież to oni są najbardziej podatni na uzależnienie od mechaniki „jeszcze jednej próby”, które w świecie hazardu określa się mianem „chasing losses”.
W efekcie mamy do czynienia z hazardem opakowanym w cukierkową szatę graficzną, żeby zachęcić do gry nieletnich.
Strony tego typu w praktyce działają w próżni prawnej, bo nie obejmuje ich ustawa o grach hazardowych, a co za tym idzie, użytkownicy pozbawieni są jakichkolwiek gwarancji wypłaty wygranych środków. W regulaminach wprost można przeczytać, że platforma „nie gwarantuje” wydania wylosowanej nagrody, bo może jej po prostu nie posiadać. To sytuacja zupełnie odwrotna niż w przypadku legalnych podmiotów hazardowych, które są nadzorowane i zobowiązane do zabezpieczania środków graczy.

Największe kontrowersje budzi kwestia weryfikacji wieku: „Weryfikacja wieku jest natomiast całkowicie iluzoryczna – strona polega wyłącznie na zapewnieniu, że ukończyło się 18 lat” (Monika Sewastianowicz, Jednoręki bandyta dla dwunastolatka – skrzynki z gier wstępem do hazardu).
Wystarczy zaznaczyć „kwadracik” i droga do gry stoi otworem. Pełna weryfikacja następuje dopiero przy próbie wypłaty środków. Jeśli okazywało się, że gracz nie był pełnoletni, jego konto było blokowane, a zgromadzone środki przepadały z powodu „złamania regulaminu”. W praktyce więc, dopóki użytkownik tracił pieniądze, mógł grać bez przeszkód, ale jeśli pojawiała się szansa na wypłatę wygranej – musiał nagle udowodnić pełnoletniość.
I choć opisane praktyki budzą poważne wątpliwości, to stanowisko państwa jest… bierne. Ministerstwo Finansów w 2019 roku poinformowało, że strony typu „lootbox” nie są uznawane za gry hazardowe, ponieważ nie zostały wprost wymienione w katalogu ustawy o grach hazardowych, a w lutym 2025 roku to stanowisko zostało podtrzymane.
Promowanie strony wśród dzieci
Popularność portali lootboxowych w Polsce nie wzięła się znikąd. Stały za nią dziesiątki dedykowanych filmów publikowanych na YouTube, które w sumie osiągnęły setki milionów wyświetleń. Twórcy internetowi wprost reklamowali te serwisy, wiedząc, że ich głównymi odbiorcami są dzieci i młodzież poniżej 15. roku życia.
Problem polega na tym, że wielu youtuberów podejmowało współpracę ze stronami, które oferowały im uprzywilejowane warunki gry – nagrywali filmy na kontach ze sztucznie zwiększonymi szansami na trafienie wartościowych nagród.
Dodatkowo w wielu przypadkach korzystali z wirtualnych środków przekazanych im przez sponsorów, udając, że grają własnymi pieniędzmi. Wszystko po to, by stworzyć wrażenie łatwych i szybkich wygranych i jeszcze mocniej zachęcić młodych widzów do ryzykowania własnych oszczędności.
Kulisy działalności tych portali pokazują, jak bardzo „szemrany” to biznes. Najczęściej stoją za nimi tzw. „firmy-krzaki” – spółki zarejestrowane pod adresami, które w rzeczywistości nie prowadzą żadnej faktycznej działalności, a ich siedziby lokowane są w krajach oferujących korzystne warunki podatkowe lub utrudniających międzynarodową współpracę organów ścigania, takich jak Gibraltar, Cypr, Malta, Gruzja czy Kanada. Nierzadko korzystają też z wirtualnych biur albo podstawionych osób – tzw. „słupów”.
Przykład strony KeyDrop dobrze ilustruje ten chaos – w zależności od miejsca, w którym sprawdzano dane, pojawiały się nawet cztery różne adresy firmy, w tym na Cyprze i Gibraltarze. W praktyce oznacza to, że ustalenie rzeczywistych właścicieli i pociągnięcie ich do odpowiedzialności jest niezwykle trudne, jeśli nie niemożliwe.
Jeszcze poważniejsze zagrożenie wiąże się ze sposobem przetwarzania danych osobowych użytkowników. Przy próbie wypłaty środków gracze są często proszeni o przesłanie skanu lub zdjęcia swojego dowodu osobistego.
Problem w tym, że nie wiadomo, kto faktycznie stoi za stroną i gdzie przechowywane są dane. Brak przejrzystości i w zasadzie jakichkolwiek wiarygodnych informacji sprawia, że użytkownicy oddają wrażliwe informacje w ręce anonimowych podmiotów, narażając się na ryzyko kradzieży tożsamości czy nielegalnego obrotu swoimi danymi.
Co grozi twórcom?
W przypadku właścicieli stron tego typu ryzyko jest dosyć poważne, gdyż zgodnie z art. 107 Kodeksu karnego skarbowego, za urządzanie gier hazardowych bez wymaganego zezwolenia grozi kara grzywny i/lub kara pozbawienia wolności do lat 3.
Dodatkowo, na podstawie art. 89 i 91 ustawy o grach hazardowych, organizatorzy narażają się na kary finansowe w wysokości 100% uzyskanego przychodu oraz na przepadek urządzeń i środków służących do prowadzenia nielegalnych gier hazardowych. Oznacza to, że państwo może skonfiskować zarówno serwery, jak i zgromadzone środki finansowe.
Jeśli chodzi o twórców internetowych promujących tego typu strony, konsekwencje są nieco inne i skupione wokół strat wizerunkowych, czy utracie współprac reklamowych.
Dodatkowo, jeżeli dana platforma – jak w przypadku KeyDrop – zostanie uznana za nielegalną grę hazardową, wówczas w grę wchodzi także odpowiedzialność karno-skarbowa. Na podstawie art. 110a Kodeksu karnego skarbowego za reklamowanie nielegalnych gier hazardowych grozi grzywna do 720 stawek dziennych, co w praktyce może oznaczać setki tysięcy złotych kary.
Jak rozwiązać problem?
Ministerstwo Finansów oficjalnie zablokowało stronę KeyDrop pod koniec 2023 roku. Jednak w praktyce nie rozwiązało to problemu – w sieci działają dziesiątki podobnych portali, a w miejsce każdej zamkniętej pojawia się nowa lub ta sama zarejestrowana pod innym adresem. Trudno więc mówić o realnej skuteczności takich działań.
Ciekawą propozycję przedstawił kiedyś były wiceminister finansów Jacek Kapica. Jego zdaniem skutecznym narzędziem tymczasowym mogłoby być tzw. „wstrzyknięcia” komunikatu – czyli wyświetlanie na stronach lootboxowych oficjalnej informacji dla użytkowników, że korzystając z takich serwisów łamią prawo. Taki ostrzegawczy komunikat, działający na podobnej zasadzie jak ostrzeżenia na paczkach papierosów, mógłby zniechęcić część graczy i ograniczyć skalę zjawiska.
Podsumowując, bez zmian legislacyjnych problem nie zniknie, a twórcy kolejnych stron będą nadal wykorzystywali szarą strefę do zarabiania ogromnych ilości pieniędzy pozostając przy tym bezkarni.
Opracował Kacper Szajor – student prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego
Cover foto zostało wygenerowane przy użyciu narzędzia Gemini.

