Strona główna Opinie Niewinne otwieranie skrzynek ze „skinami” czy nielegalny hazard pod cukierkową maską?

Niewinne otwieranie skrzynek ze „skinami” czy nielegalny hazard pod cukierkową maską?

przez Redakcja
24 wyświetleń

Kilka lat temu w Polsce ogromną popularność zyskały strony internetowe oferujące możliwość otwierania wirtualnych skrzynek ze „skórkami”, czyli modyfikacjami wyglądu broni w grze, za sprzedaż których na zewnętrznych stronach, można było otrzymać realne pieniądze. Czy to tylko niewinna gra, a może jednak bardzo niebezpieczny hazard dostępny także dla dzieci?

W największym uproszczeniu, portale z „lootboxami” to strony internetowe, oferujące użytkownikom kupno skrzyń, zawierających losowe wirtualne przedmioty, najczęściej „skórki”, czyli graficzne warianty broni, kupowane za prawdziwe pieniądze. Popularność tego typu stron wzrosła na całym świecie w okresie pandemii koronawirusa w 2020 r., jednak największy rozgłos zyskała w Polsce.

Historia stron

Historia zaczęła się w 2013 roku, gdy firma „VALVe” wprowadziła na swojej platformie „Steam” możliwość handlu skórkami w grze Counter Strike Global Offensive. Gracze otrzymali wówczas możliwość sprzedaży oraz wymiany z innymi użytkownikami wirtualnych przedmiotów wylosowanych w skrzyniach, kupowanych za prawdziwe pieniądze i mimo iż nie można było wypłacać pieniędzy z konta Steam, można było obracać nimi na wewnętrznym rynku co sprawiło, że przedmioty te nabywały realną wartość rynkową.

W to miejsce szybko wskoczyli – twórcy zewnętrznych stron z lootboxami, takimi jak Keydrop czy Hellcase. To właśnie oni zaoferowali użytkownikom możliwość, choć niejednokrotnie tylko pozorną, wypłaty środków uzyskanych ze sprzedaży skórek na realne konta bankowe.

Haczyk tkwił w mechanizmie działania: aby wypłacić środki, gracz musiał najpierw „przepalić”, czyli wydać środki na stronie, np. na zakup skrzynki i wylosować przedmiot, który najczęściej okazywał się znacznie mniej warty niż początkowa wpłata.

Dopiero taki przedmiot – a więc efekt kolejnej losowej transakcji – można było zamienić na pieniądze.

Hazard, ale… współczesny:

  • gra opiera się na niepewnej nagrodzie, jak w jednorękim bandycie – „następnym razem się uda”,
  • zastosowano mechanizm bliskości wygranej– widać proces losowania, a duże nagrody, przelatują przed oczami – mimo, że algorytm od początku wie, co się wylosowało,
  • opierają się na losowości i skrajnie niskich szansach na wylosowanie wartościowych nagród,
  • budują napięcie przez okres wyczekiwania na wylosowanie nagrody, co dla mózgu jest prawdziwym rollercoasterem emocjonalnym.

I wreszcie najgroźniejszy aspekt – design stron. Nie przypomina on kasyna, wręcz przeciwnie, strony wyglądają jak kolorowy, cukierkowy świat – bohaterowie z kreskówek, skrzynki sygnowane nazwiskami ulubionych influencerów, po prostu świat zaprojektowany pod dzieci i nastolatków, którzy nie widzą w nim zagrożenia. A przecież to oni są najbardziej podatni na uzależnienie od mechaniki „jeszcze jednej próby”, które w świecie hazardu określa się mianem „chasing losses”.

W efekcie mamy do czynienia z hazardem opakowanym w cukierkową szatę graficzną, żeby zachęcić do gry nieletnich.

Strony tego typu w praktyce działają w próżni prawnej, bo nie obejmuje ich ustawa o grach hazardowych, a co za tym idzie, użytkownicy pozbawieni są jakichkolwiek gwarancji wypłaty wygranych środków. W regulaminach wprost można przeczytać, że platforma „nie gwarantuje” wydania wylosowanej nagrody, bo może jej po prostu nie posiadać. To sytuacja zupełnie odwrotna niż w przypadku legalnych podmiotów hazardowych, które są nadzorowane i zobowiązane do zabezpieczania środków graczy.

Największe kontrowersje budzi kwestia weryfikacji wieku: „Weryfikacja wieku jest natomiast całkowicie iluzoryczna – strona polega wyłącznie na zapewnieniu, że ukończyło się 18 lat” (Monika Sewastianowicz, Jednoręki bandyta dla dwunastolatka – skrzynki z gier wstępem do hazardu).

Wystarczy zaznaczyć „kwadracik” i droga do gry stoi otworem. Pełna weryfikacja następuje dopiero przy próbie wypłaty środków. Jeśli okazywało się, że gracz nie był pełnoletni, jego konto było blokowane, a zgromadzone środki przepadały z powodu „złamania regulaminu”. W praktyce więc, dopóki użytkownik tracił pieniądze, mógł grać bez przeszkód, ale jeśli pojawiała się szansa na wypłatę wygranej – musiał nagle udowodnić pełnoletniość.

I choć opisane praktyki budzą poważne wątpliwości, to stanowisko państwa jest… bierne. Ministerstwo Finansów w 2019 roku poinformowało, że strony typu „lootbox” nie są uznawane za gry hazardowe, ponieważ nie zostały wprost wymienione w katalogu ustawy o grach hazardowych, a w lutym 2025 roku to stanowisko zostało podtrzymane.

Promowanie strony wśród dzieci

Popularność portali lootboxowych w Polsce nie wzięła się znikąd. Stały za nią dziesiątki dedykowanych filmów publikowanych na YouTube, które w sumie osiągnęły setki milionów wyświetleń. Twórcy internetowi wprost reklamowali te serwisy, wiedząc, że ich głównymi odbiorcami są dzieci i młodzież poniżej 15. roku życia.

Problem polega na tym, że wielu youtuberów podejmowało współpracę ze stronami, które oferowały im uprzywilejowane warunki gry – nagrywali filmy na kontach ze sztucznie zwiększonymi szansami na trafienie wartościowych nagród.

Dodatkowo w wielu przypadkach korzystali z wirtualnych środków przekazanych im przez sponsorów, udając, że grają własnymi pieniędzmi. Wszystko po to, by stworzyć wrażenie łatwych i szybkich wygranych i jeszcze mocniej zachęcić młodych widzów do ryzykowania własnych oszczędności.

Kulisy działalności tych portali pokazują, jak bardzo „szemrany” to biznes. Najczęściej stoją za nimi tzw. „firmy-krzaki” – spółki zarejestrowane pod adresami, które w rzeczywistości nie prowadzą żadnej faktycznej działalności, a ich siedziby lokowane są w krajach oferujących korzystne warunki podatkowe lub utrudniających międzynarodową współpracę organów ścigania, takich jak Gibraltar, Cypr, Malta, Gruzja czy Kanada. Nierzadko korzystają też z wirtualnych biur albo podstawionych osób – tzw. „słupów”.

Przykład strony KeyDrop dobrze ilustruje ten chaos – w zależności od miejsca, w którym sprawdzano dane, pojawiały się nawet cztery różne adresy firmy, w tym na Cyprze i Gibraltarze. W praktyce oznacza to, że ustalenie rzeczywistych właścicieli i pociągnięcie ich do odpowiedzialności jest niezwykle trudne, jeśli nie niemożliwe.

Jeszcze poważniejsze zagrożenie wiąże się ze sposobem przetwarzania danych osobowych użytkowników. Przy próbie wypłaty środków gracze są często proszeni o przesłanie skanu lub zdjęcia swojego dowodu osobistego.

Problem w tym, że nie wiadomo, kto faktycznie stoi za stroną i gdzie przechowywane są dane. Brak przejrzystości i w zasadzie jakichkolwiek wiarygodnych informacji sprawia, że użytkownicy oddają wrażliwe informacje w ręce anonimowych podmiotów, narażając się na ryzyko kradzieży tożsamości czy nielegalnego obrotu swoimi danymi.

Co grozi twórcom?

W przypadku właścicieli stron tego typu ryzyko jest dosyć poważne, gdyż zgodnie z art. 107 Kodeksu karnego skarbowego, za urządzanie gier hazardowych bez wymaganego zezwolenia grozi kara grzywny i/lub kara pozbawienia wolności do lat 3.

Dodatkowo, na podstawie art. 89 i 91 ustawy o grach hazardowych, organizatorzy narażają się na kary finansowe w wysokości 100% uzyskanego przychodu oraz na przepadek urządzeń i środków służących do prowadzenia nielegalnych gier hazardowych. Oznacza to, że państwo może skonfiskować zarówno serwery, jak i zgromadzone środki finansowe.

Jeśli chodzi o twórców internetowych promujących tego typu strony, konsekwencje są nieco inne i skupione wokół strat wizerunkowych, czy utracie współprac reklamowych.

Dodatkowo, jeżeli dana platforma – jak w przypadku KeyDrop – zostanie uznana za nielegalną grę hazardową, wówczas w grę wchodzi także odpowiedzialność karno-skarbowa. Na podstawie art. 110a Kodeksu karnego skarbowego za reklamowanie nielegalnych gier hazardowych grozi grzywna do 720 stawek dziennych, co w praktyce może oznaczać setki tysięcy złotych kary.

Jak rozwiązać problem?

Ministerstwo Finansów oficjalnie zablokowało stronę KeyDrop pod koniec 2023 roku. Jednak w praktyce nie rozwiązało to problemu – w sieci działają dziesiątki podobnych portali, a w miejsce każdej zamkniętej pojawia się nowa lub ta sama zarejestrowana pod innym adresem. Trudno więc mówić o realnej skuteczności takich działań.

Ciekawą propozycję przedstawił kiedyś były wiceminister finansów Jacek Kapica. Jego zdaniem skutecznym narzędziem tymczasowym mogłoby być tzw. „wstrzyknięcia” komunikatu – czyli wyświetlanie na stronach lootboxowych oficjalnej informacji dla użytkowników, że korzystając z takich serwisów łamią prawo. Taki ostrzegawczy komunikat, działający na podobnej zasadzie jak ostrzeżenia na paczkach papierosów, mógłby zniechęcić część graczy i ograniczyć skalę zjawiska.

Podsumowując, bez zmian legislacyjnych problem nie zniknie, a twórcy kolejnych stron będą nadal wykorzystywali szarą strefę do zarabiania ogromnych ilości pieniędzy pozostając przy tym bezkarni.

Opracował Kacper Szajor – student prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego


Cover foto zostało wygenerowane przy użyciu narzędzia Gemini.

Czytaj więcej

Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą Społeczna Odpowiedzialność Nauki II.

Copyright © 2017-2025 by Krakowski Instytut Prawa Karnego Fundacja / ISSN: 2544-9052