PODZIEL SIĘ

„Jak wysoko można powiesić złodzieja…” – zastanawiał się dekadę temu na łamach Tygodnika Powszechnego W. Wróbel. Nie on jeden. Daleko za oceanem polityka karna powoli dochodziła do ściany, by zderzyć się z nią na początku drugiej dekady XXI. Co z tego wynikło? 

Wyobraźmy sobie kraj, w którym:

  • istnieje ok. 6000 placówek penitencjarnych,
  • blisko 2.200.000 osób odbywa w nich karę (w tym pół miliona za przestępstwa narkotykowe),
  • 641.000 osób rocznie opuszcza bramy więzień, ale inni w tym samym okresie trafiają za kratki 11 milionów razy,
  • 1 na 35 osób w jakiś sposób jest objęta nadzorem penitencjarnym,
  • wskaźnik prizonizacji wynosi 700 osób na 100.000 mieszkańców,
  • za przestępstwo okaleczenia osoby poniżej 18 roku życia trafia się do więzienia na minimum 25 lat, za posługiwanie się bronią z tłumikiem przy popełnianiu przestępstwa otrzymuje się dodatkowe 30 lat pozbawienia wolności, a w przypadku ponownego skazania za posiadanie 50 g metaamfetaminy trafia się do więzienia na minimum 20 lat,
  • utrzymanie systemu penitencjarnego kosztuje ponad 70 miliardów dolarów rocznie.

Nie. To nie Korea Północna, Iran, Turkmenistan czy Rosja. To Stany Zjednoczone Ameryki. Dla prawnika ta wiedza może nieść określoną refleksję nad ustawodawstwem w zakresie prawa karnego i szerzej – wymiarem sprawiedliwości w sprawach karnych. Kiedy jednak to urzędujący prezydent publikuje (po zakończeniu swojej drugiej kadencji) obszerny artykuł na ten temat w Harvard Law Review (B. Obama, The president’s role in advancing criminal justice, HLR vol. 130 nr 3/2017, s. 811-866) sprawy zaczynają wyglądać poważnie.

Powodu nadmiernej prizonizacji (overincarceration) upatruje się przede wszystkim w zaostrzającej się dramatycznie od czasów prezydenta Nixona polityce karnej, zwłaszcza w sprawach narkotykowych.

Kara musi być wysoka. Po prostu

Swoje odzwierciedlenie ma ona w niezwykle wysokich dolnych granicach ustawowego zagrożenia karą za poszczególne przestępstwa federalne (tzw. sentencing minimums). Problem zdaje się najbardziej jaskrawy w przypadku przestępstw narkotykowych bez użycia przemocy (non-violent drug crimes), takich jak posiadanie, dystrybucja, czy przewóz. The Guardian opisuje historię Valerie Bozeman, która zmuszona przemocą przez dilera pomagała mu w dystrybucji narkotyków, za co została skazana na dożywotnie pozbawienie wolności.

Sam diler i jego dostawcy otrzymali odpowiednio kary 17 i 10 lat. Sędzia, która wymierzała jej tak drastyczną karę nie mogła, z uwagi na sztywne minimalne ustawowe zagrożenie orzec inaczej, biorąc m.in. dramatyczną historię podsądnej i sama później przyznała, że ówczesny system nie gwarantował sprawiedliwości i równości. Prezydent Obama ułaskawił Valerie Bozeman po 22 latach kary, gdy tylko przedstawiono mu jej historię.

Z uwagi na krzyżujące się interesy polityczne Demokratów (zapewnienie sprawiedliwego i równego traktowania oraz obniżenie nieproporcjonalnych kar) i Republikanów (ograniczenie wydatków rządowych, m.in. na system penitencjarny) w Senacie doszło do porozumienia ponad podziałami

A także opracowania wspólnego projektu nowego systemu wymiaru kar za przestępstwa federalne – Sentencing Reform and Corrections Act of 2015 (SRCA). Jak można przeczytać na stronach organizacji zaangażowanych w ten projekt (m.in. FAMM) istotą nowej ustawy miałoby być zasadnicze obniżenie dolnych granic zagrożenia karą, doprecyzowanie przesłanek recydywy (uprzedniego skazania), możliwość stosowania pewnych rozwiązań retroaktywnie, czy też stworzenie mechanizmów upoważniających do orzekania kary nawet poniżej owych minimów.

Prokuratorskie realpolitik

Równolegle do toczących się prac legislacyjnych, ówczesny Prokurator Generalny Eric Holder (administracja B. Obamy) wydał swoim podwładnym instrukcje, które nawet w aktualnym punitywnym systemie miały doprowadzić do zmniejszenia odsetka drastycznie surowych kar za przestępstwa popełnione bez użycia przemocy. Pamiętać należy, że 95% federalnych spraw karnych kończy się w trybie plea bargaining, więc pozycja prokuratora jest niezwykle silna i ma on dominujący wpływ na kształt finalnego rozstrzygnięcia skazującego.

Interesujące jest, w jaki sposób Holder zamierzał to jednak osiągnąć. Nakazał bowiem prokuratorom federalnym, by w sprawach narkotykowych, które nie obejmują użycia przemocy, sprawcy z bogatą kartoteką kryminalną, organizatora, nadzorcy itp., w akcie oskarżenia nie precyzować ilości wykrytej substancji. Pozwoliłoby to następnie na orzeczenie kary w oparciu o przepisy przewidujące znacznie niższe minima. Holder argumentował ten manewr tym, iż

W niektórych przypadkach minima ustawowe oraz reguły zaostrzania kar dla recydywistów prowadzą do niezasłużenie dotkliwych wyroków i różnic, które nie odzwierciedlają sensu Federalnych Reguł Oskarżania.

Długoletnie wyroki za niezbyt poważne przestępstwa popełnione bez użycia przemocy nie służą ani zwiększeniu bezpieczeństwa, ani odstraszaniu ani resocjalizacji.

Nowy szeryf w mieście

Jednak po wyborach prezydenckich oraz do Senatu i Izby Reprezentantów prace nad reformą zwolniły. Jak donosi New York Times, w połowie maja obecny Prokurator Generalny w administracji prezydenta Trumpa, Jeff Sessions, wydał nowe zarządzenie dotyczące prowadzenia postępowań w sprawach narkotykowych. Nakazał on prokuratorom federalnym, by ścigali te przestępstwa z największą determinacją i żądali najsurowszych możliwych kar.

Jeff Sessions był jednym z senatorów, którzy wyłamali się z dwupartyjnego porozumienia i w trakcie pełnienia swojego mandatu wraz z kilkoma innymi ultrakonserwatywnymi senatorami blokowali (a przynajmniej opóźniali) prace nad reformą.  Swoje radykalne poglądy na temat polityki antynarkotykowej próbował zresztą wcielić w życie m.in. proponując, by w przypadku drugiego skazania za handel marihuaną orzekać karę śmierci. Już jako urzędujący Prokurator Generalny podjętą decyzję w sprawie nowej polityki ścigania przestępstw narkotykowych opisał stosunkowo syntetycznie:

Jest to kluczowy element obietnicy prezydenta Trumpa by zapewnić Ameryce bezpieczeństwo. Wiadomo, że narkotyki i przemoc zawsze idą w parze.

Zatem wygląda na to, że zaprezentowany na początku niniejszego tekstu obraz nie ulegnie prędko zmianie. Stanowi to dość pesymistyczne memento dla wszystkich osób zawodowo zajmujących się wymiarem sprawiedliwości w sprawach karnych lub będących jego częścią. Bowiem nawet poprawne zdiagnozowanie źródła aberracji systemu, który przestaje być spójny, a polityka karna zdaje się nie mieć już żadnego sensownego aksjologicznego uzasadnienia, może zostać unieważnione z czysto politycznych powodów.

Dodać wypada, że w świecie tzw. postprawdy argumentem za zaniechaniem reformy systemu karania może być przekonanie (istotnie kontrfaktyczne), że problemu zaiste nie ma, a miejsc w więzieniach jest dość. Partyjny kolega Jeffa Sessionsa, senator Tom Cotton, jak można przeczytać w New York Times twierdzi wręcz, że Ameryka cierpi z powodu zbyt łagodnej polityki karnej i istnieje problem zbyt małej prizonizacji (underincarceration).

Można zadać więc dość uniwersalne pytanie – czy w dzisiejszym świecie fakty ustąpić muszą politycznemu pryncypializmowi?

Foto: prisonpolicy.org

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz tutaj swoje imię

3 + jedenaście =