Zgodnie z art. 183 ust. 3 Konstytucji RP, Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczpospolitej spośród kandydatów (a więc co najmniej dwóch) przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego.
Prezydent nie może mianować na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego kogokolwiek. Musi to być osoba, która wcześniej znalazła akceptację Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego. Nie może to być więc polityczny nominat Prezydenta, bowiem organ konstytucyjny, jakim jest Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, musi być od Prezydenta niezależny. Pomijając zasadę trójpodziału władz, to Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego jest Przewodniczącym Trybunału Stanu, a więc sądu, który ocenia m.in. czy Prezydent naruszył Konstytucję.
Uznanie, że Prezydent może sobie powołać na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego dowolnie wybranego sędziego Sądu Najwyższego oznaczałoby mniej więcej tyle, że sam sobie wybiera osobę, która miałaby go ewentualnie sądzić za naruszenia prawa. Takie rozwiązanie byłoby nie tylko sprzeczne z Konstytucją ale także ze zdrowym rozsądkiem.
Co to znaczy, że kandydaci na stanowisko Pierwszego Prezesa muszą zostać przedstawieni przez organ kolegialny jakim jest Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego?
Z istoty rzeczy organ kolegialny składa się z wielu osób. Decyzje tego organu to suma decyzji podejmowanych przez osoby, które go tworzą. Najlepiej, gdyby podejmując jakąś decyzje, osoby te były jednomyślne. To nie zawsze jest jednak możliwe – bo członkowie takiego kolegialnego organu mogą mieć różne zdania na dany temat. Z drugiej strony, nie można uznać za decyzję organu kolegialnego przypadku, gdy opowiada się za nią tylko kilku członków grupy, stanowiących mniejszość. Będzie to wyłącznie ich zdanie, a nie zdanie całej grupy.
Absurdem byłoby także twierdzenie, że za decyzję podjętą przez całą grupę uważa się decyzję jednego z uczestników, choćby wszyscy inni byli przeciwko. Jeżeli więc w członkowie organu kolegialnego są równi – tak jak w przypadku sędziów Sądu Najwyższego wśród których nikt nie ma „złotej akcji” – to jest oczywiste, że za decyzję Zgromadzenia Ogólnego tych sędziów może być uznana tylko taka decyzja, za którą opowiada się większość. Dotyczy to także decyzji o przedstawieniu kandydatów na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego.
Kandydat, który nie uzyskał takiego poparcia większości, nie jest wiec kandydatem przedstawionym przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego ale co najwyżej kandydatem mniej lub większej grupy sędziów biorących udział w tym zgromadzeniu.
Niestety, uchwalona niedawno ustawa o Sądzie Najwyższym sugeruje, że nawet taki kandydat, który nie uzyskał większości głosów Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, może zostać wybrany przez Prezydenta na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Regulacje te, nawet wbrew intencjom towarzyszącym ich twórcom, pewnie można by interpretować prokonstytucyjnie – problem polega wszakże na tym, że zgodnie z innym przepisem tej ustawy, jeżeli kandydaci na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego nie zostaną wskazani w sposób w niej opisany, to Prezydent może uznać, że owo wskazanie jest nieważne, wyznaczyć swoistego komisarza do zarządzania Sądem Najwyższym (określanego przez ustawę jako „sędzia SN, któremu wskazano wykonywanie obowiązków Pierwszego Prezesa SN”) i na nowo zorganizować wybory kandydatów. I tak do skutku, bez żadnych ograniczeń.
Taki mechanizm zawarty w obowiązującej ustawie o Sądzie Najwyższym w sposób jednoznaczny narusza kompetencje konstytucyjnego organu, jakim jest Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego, do wyłonienia i przedstawienia kandydatów na stanowisko Pierwszego Prezesa SN zgodnie z art. 183 ust. 2 Konstytucji RP. Przedstawienie tych kandydatów przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN to nie są po prostu kolejna procedura wyborcza przeprowadzana wśród sędziów albo konkurs na stanowisko.
To poszukiwanie osób, które cieszą się największym zaufaniem sędziów, co jest konieczne dla zapewnienia niezależności Sądu Najwyższego. Jeżeli organ polityczny, jakim jest Prezydent, otrzymuje kompetencję do oceny ważności procedury wyłonienia kandydatów, to konstytucyjne kompetencje Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego stają się fikcją.
Należy podkreślić, że Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego jest organem konstytucyjnym. Takim samym jak Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego. W skład tego organu wchodzą sędziowie Sądu Najwyższego.
Jeżeli zachodzą wątpliwości, czy dana osoba jest członkiem Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, to ten właśnie organ, jako kolegialny organ konstytucyjny, ma kompetencje do rozstrzygnięcia wątpliwości co do tej kwestii.
Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego ma konstytucyjną prerogatywę (prawo) do wyłonienia i przedstawienia co najmniej dwóch kandydatów na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Jest to taka sama konstytucyjnie chroniona prerogatywa, jak prerogatywa Prezydenta do powołania jednego z tych kandydatów na stanowisko Pierwszego Prezesa SN. Co zrobiłby Prezydent, gdyby Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN w trybie uchwały uregulowało mu korzystanie z tej prerogatywy?
Wpis został opublikowany na profilu FB prof. Włodzimierza Wróbla.
Foto: Piotr Malec&KIPK
W takim układzie, skoro najwięcej głosów uzyskał Pan sędzia Włodzimierz Wróbel,a na drugim miejscu jest Pani sędzia Małgorzata Manowska, to jeżeli z tych dwóch sędziów zostałaby wybrana na prezesa sądu przez Pana prezydenta Pani sędzia Małgorzata Manowska to opozycja nie powinna krzyczeć że została złamana Konstytucja.
Z poważaniem