Problem karnoprawnej reakcji wobec osób uczestniczących w produkcji oraz obrocie dopalaczami stał się przedmiotem dyskusji panelowej zorganizowanej przez Krakowski Instytut Prawa Karnego we współpracy z Okręgową Izbą Adwokacką w Krakowie (materiał video).
Dr Tomasz Sroka (UJ) i adwokat Tomasz Płóciennik zastanawiali się, w jaki sposób interpretować poszczególne znamiona przestępstwa sprowadzenia powszechnego narażenia na niebezpieczeństwo w kontekście spraw dopalaczowych. Dr Sroka przedstawił teoretyczne wprowadzenie do zagadnienia, natomiast Tomasz Płóciennik zwrócił uwagę na praktyczne aspekty problemu. Panel prowadził dr Wojciech Górowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Debata zainaugurowała cykl merytorycznych spotkań o spornych zagadnieniach prawa karnego, mających istotne znaczenie dla praktyki wymiaru sprawiedliwości. Patronat medialny nad debatami objął portal Karne24.com.
Publikujemy dziś głosy w dyskusji adwokata Macieja Burdy i Jacka Dudy (UJ). Zachęcamy do komentowania postawionych tez oraz przesyłania własnych opinii o omawianym zagadnieniu, które mogą zostać opublikowane (mail: redakcja@karne24.com).
Komentarz Macieja Burdy
Warto zastanowić się, czy ściganie dystrybutorów dopalaczy nie wykreuje kolejnej, być może bardziej niebezpiecznej patologii.
Dyskutowanie o możliwości zwalczania zjawiska konsumowania dopalaczy przy pomocy instrumentarium pozostającego w dyspozycji sędziów i prokuratorów jest szkodliwe i chciałbym do takiej dyskusji zniechęcić. Warto pamiętać, że to politycy, sędziowie i prokuratorzy są akuszerami nowej patologi społecznej, a wykreowali ją nadając fatalny kształt ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii (to politycy) i jeszcze gorzej stosując (to pozostali z wymienionych).
Ludzie, którzy wyhodowali kilkanaście krzaków marihuany, ścieli je i wysuszyli musieli się liczyć z co najmniej trzyletnim pozbawieniem wolności, co oczywiście było sytuacją bardzo korzystną dla wielkich plantatorów.
Sąd Najwyższy w służbie Wielkiego Kapitału Zła stwierdzał, że znaczna ilość środków odurzających to taka, która wystarcza do odurzenia zaledwie kilkudziesięciu osób (np. I KZP 10/09), Sądy Apelacyjne aprobowały drakońskie kary za uczestnictwie w obrocie konopiami innymi niż włókniste, a taka praktyka orzecznicza służyła tylko temu, by amatorska, spontaniczna i gorzej zorganizowana działalność dystrybucyjna ustąpiła tej lepszej, na prawdziwie istotną skalę. W rezultacie ludzie, którzy wyhodowali kilkanaście krzaków marihuany, ścieli je i wysuszyli musieli się liczyć z co najmniej trzyletnim pozbawieniem wolności, co oczywiście było sytuacją bardzo korzystną dla wielkich plantatorów.
Ten sojusz poważnych dystrybutorów narkotyków z organami ścigania, wymiaru sprawiedliwości, jak również z władzą ustawodawczą, musiał skutkować buntem. Pierwotnie dopalacze były odpowiedzią na patologię w sprawowaniu władzy, czasem nieudolną i nie mam żadnych wątpliwości, że moralna odpowiedzialność za śmierć niektórych konsumentów tych substancji w pionierskich czasach, w równym stopniu obciąża polityków, sędziów i prokuratorów, którzy zaciekle realizowali interesy wielkiego przemysłu narkotykowego, czyniąc z substancji opisanych w załączniku do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii towar drogi (bo jego dystrybucja jest zagrożona wysoką karą), a z gorzej zorganizowanych dystrybutorów – przestępców, zamykając ich na wiele lat do więzienia.
Taka sytuacja skutkowała pojawieniem się dystrybutorów dopalaczy dwojakiego rodzaju: po pierwsze motywowanych ideologicznie buntowników, którzy symbiozę władzy z dystrybutorami narkotyków (wyniszczających przy wykorzystaniu sądów i prokuratur gorzej zorganizowaną konkurencję) uważali za zło, a po drugie motywowanych merkantylnie poszukiwaczy łatwego dochodu.
Lepszym rozwiązaniem jest ucywilizowanie zjawiska poprzez wprowadzenie obowiązku informowania o zasadach dawkowania, skutkach konsumpcji itd.
Pamiętając zatem, że potrzeba odurzania ma charakter atawistyczny, jak również mając na uwadze fakt, że pojawienie się dopalaczy to skutek surowego karania użytkowników tradycyjnych narkotyków, być może warto zastanowić się czy ściganie dystrybutorów dopalaczy nie wykreuje kolejnej, być może bardziej niebezpiecznej patologii. Niewykluczone, że lepszym rozwiązaniem jest ucywilizowanie zjawiska poprzez wprowadzenie obowiązku informowania o zasadach dawkowania, skutkach konsumpcji, itd. Niewykluczone, że mniejsze koszty pochłoną działania prewencyjne, w szczególności praca z potencjalnymi konsumentami, którym należy pokazywać, że świat jest dostatecznie ekscytujący bez sięgania po środki zniekształcające jego postrzeganie.
Prawo karne nie zawsze jest najlepszym instrumentem zwalczania niepożądanych zjawisk, o czym dobitnie świadczy przykład uporania się przez Ministerstwo Finansów z wyłudzeniami VATu przy imporcie paliw. Do lipca 2016 r. zjawisko to osiągało imponujące rozmiary, a żałosne działania prokuratorów, skutkowały tylko tym, że adwokackie kieszenie wypełniał rzetelny bilon. Wystarczyła niewielka zmiana normatywna i zjawisko zniknęło całkowicie. W jeden dzień.
Dotychczasowe próby orzeczniczej kreatywności są wynikiem fatalnej pomyłki sędziów, którym wydaje się, że ich zadaniem jest walka z patologią społeczną.
Niezależnie od powyższych uwag mój sprzeciw budzi kreatywna wykładnia art. 165 k.k., której celem jest umożliwienie wykorzystania tego przepisu do zwalczania dystrybucji dopalaczy. Prawnik nękany demiurgicznym łaknieniem, winien zająć się korzenioplastyką, a od ustawodawcy wymagać precyzyjnego opisu czynów zabronionych. Nie można upierać się chociażby przy twierdzeniu, że „wprowadzenie do obrotu” oznacza „uczestnictwo w obrocie”, skoro art. 56 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii wyraźnie rozgranicza zakres semantyczny tych pojęć.
Szereg merytorycznych zastrzeżeń dotyczących stosowania tego przepisu do walki z dopalaczami przedstawił dr Dominik Zając w swej publikacji, toteż odwołując się do tego obszernego opracowania należy wyrazić obawę, że dotychczasowe próby orzeczniczej kreatywności są wynikiem fatalnej pomyłki sędziów, którym wydaje się, że ich zadaniem jest walka z patologią społeczną. Otóż jest zupełnie inaczej. Ich zadaniem jest wymierzanie sprawiedliwości.
Maciej Burda jest adwokatem z Krakowa.
Komentarz Jacka Dudy
Niebezpieczeństwo nie-bezpośrednie to takie, w przypadku którego muszą wystąpić jeszcze jakieś zdarzenia lub zachowania, które doprowadzą do jego urzeczywistnienia się.
Chciałbym powrócić do kwestii dogmatycznych, związanych z analizą znamion przestępstwa z art. 165 k.k. Będę odwoływał się do jego § 1 pkt 2, ponieważ chyba tylko ten typ wchodzi tutaj w grę, przynajmniej z perspektywy realizacji znamion przedmiotowych.
Inne standardy dowodowe funkcjonują w postępowaniu wpadkowym w przedmiocie stosowania środków zapobiegawczych, inne w postępowaniu, w którym rozstrzygnięcie następuje w trybie konsensualnym, a jeszcze inne w przypadku przeprowadzenia pełnego postępowania dowodowego na rozprawie.
Podejrzewam, że – niezależnie od treści mającego zapaść orzeczenia Sądu Najwyższego – dla problemu odpowiedzialności za wytwarzanie i obrót tzw. dopalaczami kluczowe znaczenie będzie miał stosowany przez sądy w tych sprawach standard dowodowy. Patrząc na orzeczenia sądów powszechnych już zapadłe w tego rodzaju sprawach należy pamiętać, że jednak inne standardy dowodowe funkcjonują w postępowaniu wpadkowym w przedmiocie stosowania środków zapobiegawczych, inne w postępowaniu, w którym rozstrzygnięcie następuje w trybie konsensualnym, a jeszcze inne w przypadku przeprowadzenia pełnego postępowania dowodowego na rozprawie.
Kwestia ta łączy się jak najściślej z problematyką znamion przestępstwa z art. 165 § 1 pkt 2 k.k., a w szczególności tego, czym jest owo niebezpieczeństwo, opisane (chyba?) jako skutek w § 1 tego artykułu in principio. Dopiero po jego zdefiniowaniu można rozważać kwestię obiektywnego przypisania, która w kontekście tych postępowań zdaje się być kluczowa.
Dr Zając wskazuje, że mamy tutaj do czynienia z typem tzw. konkretnego narażenia na niebezpieczeństwo, choć ustawodawca nie wymaga kwalifikowania owego niebezpieczeństwa jako „bezpośredniego”.
Dr Zając w swoim opracowaniu kwestii tej poświęca relatywnie niewiele uwagi. Wskazuje on, że mamy tutaj do czynienia z typem tzw. konkretnego narażenia na niebezpieczeństwo, choć ustawodawca nie wymaga kwalifikowania owego niebezpieczeństwa jako „bezpośredniego”, tak jak robi to w przypadku innych, klasycznych typów z tzw. konkretnego narażenia (art. 160 k.k., art. 161 k.k., art. 164 k.k.). Tym niemniej zaliczenie art. 165 k.k. do tejże grupy przestępstw prowadzi autora do konkluzji o istnieniu mniej więcej podobnych wymogów co do obiektywnego przypisania, jak w przypadku np. art. 160 k.k.
Rozwiązanie to współgra z przyjętą interpretacją sformułowania „wprowadzania do obrotu”, do którego autor nie zalicza zachowań polegających na przekazywaniu wskazanych środków ich bezpośrednim konsumentom (odpowiadających na gruncie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii udzielaniu środków odurzających lub substancji psychotropowych). W konsekwencji – jeśli prawidłowo odczytuję to stanowisko – różnicy należy dopatrywać się przede wszystkim w postaci czynności wykonawczej.
Osoba znajdująca się niejako na ostatnim etapie drogi niebezpiecznych substancji do konsumenta może odpowiadać za przestępstwo z art. 160 § 1 k.k., natomiast osoby uczestniczące w ich wytworzeniu lub wprowadzające je do obrotu, za przestępstwo z art. 165 § 1 k.k., przy spełnieniu w obydwu przypadkach wymogów obiektywnego przypisania w istocie tego samego skutku (pomijam kwestię szerszego ujęcia znamienia dynamicznego w art. 165 § 1 k.k., nie odwołującego się do konkretnej postaci uszczerbku na zdrowiu).
Niebezpieczeństwo „nie-bezpośrednie” powinno temporalnie wyprzedzać niebezpieczeństwo bezpośrednie, skutek więc występowałby wcześniej.
Co do zaprezentowanego stanowiska można mieć pewne wątpliwości, w istocie bowiem z tej perspektywy brak zaznaczenia bezpośredniości niebezpieczeństwa traci na znaczeniu. W tym ujęciu art. 165 § 1 pkt 2 k.k. od innych przestępstw z konkretnego narażenia na niebezpieczeństwo różni się nie tyle znamieniem skutku, co dodatkowym opisem czynności wykonawczej.
Można zastanawiać się, czy ustawodawca, opisując w tym przepisie czynność ze swej istoty na przedpolu naruszenia dóbr prawnych (a nawet ich bezpośredniego narażenia na niebezpieczeństwo), nie zamierzał rozszerzyć granic odpowiedzialności karnej.
Gdyby przyjąć, że niebezpieczeństwo nie-bezpośrednie to takie, w przypadku którego muszą wystąpić jeszcze jakieś zdarzenia lub zachowania, które doprowadzą do jego urzeczywistnienia się (np. sprzedaż dopalaczy potencjalnym konsumentom), to jako skutek można byłoby traktować już np. samo dostarczenie odpowiednich substancji do punktów ich dystrybucji. Wydaje się, że niebezpieczeństwo „nie-bezpośrednie” powinno temporalnie wyprzedzać niebezpieczeństwo bezpośrednie, skutek więc występowałby wcześniej. Perspektywa taka również ma wady – prowadzi do dość nieintuicyjnego pojmowania znamienia dynamicznego, a ponadto do aksjologicznej niekonsekwencji.
Pozostaje mieć nadzieję, że kwestia charakteru niebezpieczeństwa jako znamienia art. 165 § 1 k.k. stanie się przedmiotem refleksji Sądu Najwyższego.
Trudno w takim ujęciu zrozumieć relatywnie wysokie zagrożenie karą przestępstwa z art. 165 § 1 k.k., pojmowanego jako zachowanie na przedpolu realizacji znamion przestępstwa z art. 160 k.k., którego ustawowe zagrożenie jest dużo niższe (choć można tę różnicę tłumaczyć powszechnością niebezpieczeństwa). Pozostaje mieć nadzieję, że kwestia charakteru niebezpieczeństwa jako znamienia art. 165 § 1 k.k. stanie się przedmiotem refleksji Sądu Najwyższego w oczekiwanym orzeczeniu.
Jacek Duda jest doktorantem w Katedrze Prawa Karnego UJ i asystentem w Prokuraturze Krajowej.
Opracowanie dr Dominika Zająca na temat dopalaczy ukazało się jako preprint w Czasopiśmie Prawa Karnego i Nauk Penalnych.
Śródtytuły i cytaty główne pochodzą od redakcji.
Video: Karne24.com